Az glodu ust mych doznalem -
Bos ujela im pieszczot w ostatniej godzinie,
Co przemijajac, nie minie.
I odtad, odrzucone w swiat, sloncem rozblysly,
Stracily rozum i zmysly -
I caluja te glazy i te martwe rzeczy,
Ktore duch zdeptal czlowieczy.
Caluja ksiezyc w studni, slonce wsrod alkierzy -
I wiatr, gdy na wprost uderzy,
I gniazda, ktore burza stracila przedwczesnie,
I kwiaty w polu i we snie -
I caluja u zrodel szemrzacego losu
Wszystko, co kwitnie bez glosu,
Wszystko, co pocalunkow zlozonych w pokorze,
Oddac im nigdy nie moze.
Jeno musi w to slonce zapatrzyc sie zlote
I, milczac, przyjac pieszczote.
I raduja sie usta, ze calowac moga
Wszystko, nie majac - nikogo!
I ze wolno im teraz na kwiatach oniemiec
I majac wszystko - nic nie miec!
Zas oczy, gdy sie usta do kwiatow zblizaly,
Odbily nagle - swiat caly.
I raduja sie oczy, ze nad ust szkarlatem
Z calym spotkaly sie swiatem!
W MALINOWYM CHRU¦NIAKU
W malinowym chrusniaku, przed ciekawych wzrokiem
Zapodziani po glowy, przez dlugie godziny
Zrywalismy przybyle tej nocy maliny.
Palce mialas na oslep skrwawione ich sokiem.
Bak zlosnik huczal basem, jakby straszyl kwiaty,
Rdzawe guzy na sloncu wygrzewal lisc chory,
Zlachmanialych pajeczyn skrzyly sie wisiory,
I szedl tylem na grzbiecie jakis zuk kosmaty.
Duszno bylo od malin, ktores szepczac, rwala,
A szept nasz tylko wowczas nacichal w ich woni,
gdym wargami wygarnial z podanej mi dloni
Owoce, przepojone wonia twego ciala.
I staly sie maliny narzedziem pieszczoty
Tej pierwszej, tej zdziwionej, ktora w calym niebie
Nie zna innych upojen, oprocz samej siebie,
I chce sie wciaz powtarzac dla wlasnej dziwoty.
I nie wiem, jak sie stalo, w ktorym okamgnieniu,
Zes dotknela mi warga spoconego czola,
Porwalem twoje dlonie - oddalas w skupieniu,
A chrusniak malinowy trwal wciaz dookola.
WE ¦NIE
Snisz mi sie obco. Dal bez tla,
Wiecznosc sie w chmurach blyska.
Lecimy razem. Mgla i mgla!
Bog, ciemnosc i urwiska.
Do mgly i mroku naglisz mnie
I szepcesz zgrzana lotem:
"Toc ja sie tobie tylko snie!
Nie zapominaj o tem...
Nie zapominam. Mkniemy wzwyz
Do niewiadomej mety.
O, jak ty trudno mi sie snisz!
O jawo moja, gdzie ty?