Pytasz, co w moim zyciu z wszystkich rzecz glowna,
Powiem ci: smierc i milosc - obydwie zarowno.
Jednej oczu sie czarnych, drugiej - modrych boje.
Te dwie sa me milosci i dwie smierci moje.
Przez niebo rozgwiezdzone, wposrod nocy czarnej,
To one pedza wicher miedzyplanetarny,
Ten wicher, co dal w ziemie, az ludzkosc wydala,
Na wieczny smutek duszy, wieczna rozkosz ciala.
Na zarnach dni sie miele, dno zycia sie wierci,
By prawdy sie najglebszej dokopac istnienia -
I jedno wiemy tylko. I nic sie nie zmienia.
Smierc chroni od milosci, a milosc od smierci.
"SPOTKANIE"
Dzisiaj noca samotna, spedzona bezsennie,
Po promieniach ksiezyca, jakims dziwnym tchnieniem,
Sam nie wiem, jak sie nagle ocknalem w Rawennie
I z dawno utesknionym spotkalem zwidzeniem.
Przez otwarte ktos okno gral cicho na flecie,
I wiatr lekki won przyniósl duszaca,
upojna - Jak w mistycznym w nia szedlem wplatany bukiecie,
Pod nieba wyiskrzona kopula dostojna.
"Bedziecie wysluchani teskniacy, wiec proscie!"
Jak przez Boga zaklety przymknalem powieki -
I tylkom jakis dziwny poslyszal szum rzeki,
A pózniej, pózniej Danta ujrzalem na moscie.
"Tyzes to, ty mój mistrzu! Dlaczego tak blady
I czemu taki dziwny niepokój cie zarzy?
Przychodze cie ublagac o sekret twej twarzy.
Nic nie wiem. Zabladzilem. I prosze twej rady".
On to rzekl, czy rzekl ksiezyc, czy woda to rzekla,
Padlem, glowe ukrywszy rekami obiema:
"Nie ma nieba i ziemi, otchlani, ni piekla,
Jest tylko Beatrycze. I wlasnie jej nie ma".