Labor Day
[01:08 PM]
Leniwie spedzony dzien Swieta Pracy to jest to :). Pogoda nad oceanem fantastyczna ale troche za zimna na krotki rekawek. Frances sie postaral o to aby i do nas dotarl wiaterk i super oceanicznie szumiace fale. Wzielysmy sobie reczniki i polozylysmy sie na plazy w celu wypoczynkowym. Wialo okropnie.
- Tutaj ludzie nie maja takich tych .. no wiesz co zaslaniaja i chronia od wiatrow. Jak to sie nazywalo? - spytala Agnieszka dojadajac jablko.
- Nie pamietam. Ale faktycznie, a to przeciez swietna sprawa. Daj mi tez jablko - ugryzlam i przypomnialo mi sie - W I A T R O C H R O N - powiedzialam pelna dumy.
- O wlasnie ... - powiedziala Agnieszka a za chwile dodala - nie, cos mi nie pasuje.
Zajelysmy sie obgryzanie ogryzkow i obserwowaniem golebi.
- Falochorn - krzyknela Agnieszka.
- Falochron? No tak ale po jakiego Falochron jak ma od wiatru chronic. Ja jestem za wiatrochronem. Jestem nawet za oficjalna zmiana lub wprowadzeniem tego wyrazu.
Znudzone lezeniem i wsluchiwaniem sie w rozmowe dwoch pan (po rosyjsku) wybralysmy sie na spacer wzdluz brzegu. Woda byla zimna ale przyjemna.
A wracajac zatrzymalysmy sie u Tatiany na pyszna zupe szczawiowa i chlebek Orlovski. Mniam, mniam. |
[Link]
|
|