06/08/2008: "50/50"

Jestem tak jakby w sytuacji bez wyjscia. Przynajmniej tak to na razie wyglada. On oczekuje ode mnie abym wszystko rzucila w imie ... no wlasnie, czego? Owszem, byc moze mam troche do zyskania ale mam tez bardzo wiele do stracenia.

Mam prace, ktora mnie utrzymuje, mieszkanie w miare ladne i na ktore mnie stac, spokoj jako taki i spokojne w miare zycie bez wiekszych stresow. Owszem, brak w moim zyciu pewnych spraw ale czy warto ryzykowac wszystko aby sprawdzic czy 50/50 szanse sie zwieksza?

Rzucic wszystko i przeprowadzic sie "niewiadomogdzie" po to aby byc z kims kto byc moze okaze sie ze mna niekompatybilny? Przerwac prace, ktora mnie zywi po to aby zarabiac jakies marne grosze gdzies, gdzie nie znajde pracy w tym samym kierunku? A jesli nie wypali to co? Wracac do NY i od nowa zaczynac poszukiwania? Szukac mieszkania, pracy .........

Byc moze czasami warto zaryzykowac ale kazdy kto w swoim zyciu ryzykuje, przyzna mi racje, ze nie warto ryzykowac gdy szala nie przechyla sie na korzysc. To jak gra w kasynie. Kasyna nie oszukuja bo nie musza. Wszystkie gry i maszyny w tym biznesie sa tak ustawione aby przynosily kasynom zysk. Co z tego, ze ktos raz na jakis czas wygra spora sume jesli tysiace innych ludzi przegrywa aby ta sume pokryc trzy, cztero, pieciokrotnie albo jeszcze wiecej.

Zeby chociaz on potrafil podjac jakies ryzyko ale nie, ma na wszystko wytlumaczenie i kompromis czy ustepstwa to cos na co ja mam sie zgodzic a nie on. Z drugiej strony to jesli spotka sie swoje przeznaczenie to ile mozna sie bronic.

Pytanie pozostaje tylko czy ja spotkalam swoje przeznaczenie. :)