Faktycznie zaniedbalam mojego bloga, ale nie bede przeciez o 1 w nocy nadrabiac. Jest kilka spraw o ktorych moglabym napisac ale ... chyba nie dla wszystkich uszu sie one nadaja.
Mialam e-nazyczonego. Takiego malego, slodkiego ... tylko, ze szybko mu sie znudzilam. No niestety, trzeba bylo wygladac jak Amanda Peet. Potem zglosil sie na ochotnika nastepny, nieco starszy, bardziej wyrozumialy na niedociagniecia w dziedzinie podobienstwa do idealu o rudych wlosach (zielone oczy mam).
No i tak czasami sobie urozmaicam moje nudne zycie. Ach .. zapomnialam, ze urozmaicaja mi je jeszcze takie pewne typki (rodzaju zenskiego) spod czarnej gwiazdy. Dobrze, ze mialam mojego e-nazyczonego aby mnie bronil. Nie powiem, spisal sie.
No i jest zaba. Zaba wyslala mi dwie kartki z Lyon. Jedna dostalam ale niestety byla nieczytelna. Po pierwsze jak sie zabus chwalil to ma pismo nieczytelne a po drugi ... napisal po francusku.
To tyle w telegraficznym skrocie z mojego zycia a teraz chyba sie poloze spac.