Pogoda zarowno wczoraj jak i dzisiaj jest bardzo nieciekawa :(. Nie ma w ogole sloneczka, jest pochmurnie, deszczowo, parno i ... zimno. Mialysmy wrazenie, Marlena i ja, ze przeskoczylysmy lato i jestesmy juz w jesieni. Szaro, buro i tak jakos smutno. Ludzie jacys tacy mniej usmiechnieci.
Mialysmy w planach jechac na China Town a potem isc do kina ale Marlenie bylo zimno i nie chcialo jej sie nigdzie isc, nawet do kina nie chciala isc. Jednak w taka pogode, to albo najlepiej siedziec w domu albo wlasnie w kinie. Namowilam wiec ja na to kini i poszlysmy do Loews na 34tej. Nie grali tam jednak nic takiego co chcialysmy zobaczyc wiec przeszlysmy sie w drobnym deszczu na 42ta druga ulice. Tam wybralysmy "The Hours".
Nie bede pisac duzo o filmie bo jakby wiecej jest w nim tego co sie czuje niz co da sie wyrazic slowami. Film mi sie podobal ale nie wiem, czy glosowalabym na Oscara dla Nicole. Niesamowita role chorego czlowieka mial Ed Harris i uwazam, ze zagral ja fenomenalnie.
Moze nie byl to film az na tak smutna i deszczowa pogode, gdy organizm mimowolnie zapada w sen, ale ciesze sie, ze poszlam go zobaczyc :).
A teraz w ta jesienna pogode w wiosenny dzien, wybieram sie do pracy.