Szukanie mieszkania to uciazliwy i dosc denerwujacy proces. Moj budzet na mieszkanie z tygodnia na tydzien wzrastal a i tak nic nie moglam znalezc. Przerazalo mnie i nadal przeraza, to, ze az taki procent moich miesiecznych zarobkow (50%) nie wystarcza na czyste schludne mieszkanie. To jest po prostu koszmar.
Widzialam rozne mieszkania i w roznych miejscach. Niektore byly nawet ok ale wtedy cena byla nieciekawa albo jeszcze cos innego. Jedno nawet dosc ladne mieszkanie, duze, nowe i na Bay Ridge mialo mase wad. Podstawowa wada byla cena (gorny limit mojego budzetu i to juz lekko nadciagnietego). Druga wada z ktora mozna by sobie jeszcze poradzic to brak szaf. Byla tylko jedna szafa w przedpokoju.
Trzecia wada i czwarta to lokalizacja, i z tym raczej nie daloby sie nic zrobic. Otoz mieszkanie to bylo w malym jednopietrowym budynku, gdzie na dole byla tylko jakas firma. Pomieszczenia obok, to jednopietrowe budynki przeznaczone na buzinessy, czyli obok zadnego budynku mieszkalnego. Musialam wiec brac pod uwage, ze gdyby ... w najgorszym wypadku, cos sie dzialo, to nawet jesli krzyczalabym z calych sil, to nikt by mnie nie uslyszal.
No i na przeciwko restauracja Grecka. Czy powinnam byla nie zwracac uwagi na lokalizacje i placic 50% moich zarobkow? Zdecydowalam, ze nie.
Dalsze poszukiwania, to mieszkania w tej samej cenie, ale znacznie gorsze. Albo w podobnym stanie ale dwa razy mniejsze, i to takie male, ze praktycznie trudno by je nazwac 1-dno sypialniowymi, inne nie tak bardzo malutkie, ale w koszmarnym stanie, jeszcze inne nawet drozsze i rozsypujace sie rudery.
Najlepsze to bylo mieszkanie na Ridgewood. Ogloszenie niewiele dawalo informacji, tylko tyle, ze 2-wu sypialniowe mieszkanie w dobrym stanie. Zadzwonilam, umowilam sie, pojechalam. Tak jak szybko weszlam do mieszkania, tak szybko ucieklam z niego i zastanawialam sie, jak mozna mieszkanie tego typu nazwac 2-wu sypialniowym.
Wygladalo to mniej wiecej tak (i ci ktorzy miszkaja na Ridgewood albo na Greenpoint, powinni mniej wiecej wiedziec). Cale mieszkanie bylo w krztalcie dlugiego, waskiego prostakata. Wchodzilo sie do kuchni z dwoma oknami z ktorej zaraz z boku bylo wejscie do bardzo malutkiej lazienki. Z kuchni bylo wejscie do pokoju mniej wiecej rozmiarow 3 m x 3 m, jesli w ogole tyle. Z tego malego pomieszczenia bez okien, bylo przejscie do kolejnego, jeszcze mniejszego pomieszczenia tez bez okien, z ktorego z kolei przechodzilo sie do ostatniego pokoju. Ten ostatni byl w miare duzy, moze 4.5 m na 3.5 m i mial dwa okna takie jak w kuchni. No wiec pokazujac mi to mieszkanie, wlasciciel mowil, ze jeden z tych przejsciowych pomieszczen to jest living room, a drugi to sypialnia, no i ten ostatni to druga sypialnia. Rozumiem, ze ten ostatni mozna bylo nazwac sypialnia, bo nawet duze lozko by sie zmiescilo, ale w tych przechodnich?
Wlasciciel byl najwyrazniej zadowolony z siebie i pytal czy podoba mi sie mieszkanie, a ja chcialam krzyczec, ze nie, ze jak on moze pokazywac takie mieszkanie i jeszcze nazywac je 2-wy sypialniowym. Grzecznie jednak powiedzialam, ze musze sie zastanowic i wyszlam.