Chcialabym moc tak ot zwyczajnie spac do poludnia. Moj organizm mi jednak na to nie pozwala. Czy ten wewnetrzny budzik nigdy sie nie psuje, nie spoznia?
Co prawda uwielbiam takie poranki jak chocby dzisiejszy. Slonce, dyskretnie wkrada sie poprzez zaluzje do mojej sypialni, ale juz w pokoju goscinnym (ale to brzmi :) odwaznie baraszkuje bez ograniczen (nie mam tam jeszcze zaluzji). Poprzez moje piekne okna widze jak galezie drzew ustrojone w jeszcze jesienna szate, kolysza sie na wietrze. Jakby pdswiadomie czuc smak rzeskiego powietrza choc boje sie otworzyc okno bo jeszcze czuje sie przeziebiona. Otworzylam jednak lekko w kuchni i ... slysze jak szumia ... opowiadaja sobie pewnie historie swojego zycia, to trzy duze po lewej zapewne pouczaja te mniejsze. Staly tu zapewne gdy budowano ten dom, a jesli nie to napewno gdy pozarly go plomienie niszczacego ognia, przygladaly sie odbudowie.
Ale wracajac do porankow to naprawde lubie rano wstawac, lubie wiedziec, ze mam przed soba caly dzien, ze budze sie razem z nim i nie trace ani chwili od wschodu do zachodu. Ale czasami, mialabym ochote spac, po prostu przespac poranek i obudzic sie w poludnie gdy slonce juz wysoko. Troche szkoda mi dnia, szczegolnie gdy jest taki ladny, ale chcialabym umiec sie tak wyspac i obudzic sie dopiero wtedy gdy moj organizm poczuje sie wypoczety. Nie umiem jednak :(. Moge byc bardzo zmeczona ale budzik moj niestety mnie nie zawiedzie.
Zycze milego dnia :)
Komentarze: 2
Agatka 11/11/2001
01:02 PM
a czy ja napisalam ze mnie nie interesuja? :) interesuja, tylko, ze jestem zajeta teraz