Mialam kiedys kolezanke, ktora placila ciezkie pieniadze za sesje u psychoanalityka czyli po prostu u shrink'a. Te jej niebotycznie drogie sesje polegaly glownie na lezeniu w wygodnym skorzanym foteliku i mowieniu o tym co ja trapi, jak sie czuje, co mysli, co odczuwa ..... jak w Sopranos :). Mowila, ze jej to pomaga i ....
A ja mam bloga. I to jest moj najtanszy i prywatny "shrink". Wspaniale umie sluchac. Siedze sobie wygodnie i spowiadam mu sie, wylewam przed nim swoje smutki i zale, swoje radosci jak rowniez i problemy ... w wiekszosci wypadkow taka "gadanina" pozwala mi wysunac ciekawe wnioski, dojsc do jakiegos rozwiazania .... a jesli nie, to moj blog jest moja "punching bag" na ktorej moge sie "wyzyc" :). Moge blogowi powiedziec co tylko chce a on cichutko sobie mnie slucha i nie ocenia mnie, tylko czasami rzuci w moja strone komentarz :).
Lubie moje sesje sam na sam w wygodnym foteliku ..... a lekki, rytmiczny stukot klawiszy kolysze mnie, relaksuje i odpreza ....