Jakiś taki beznadziejny. Wstałam rano w dość dobrym nastroju. Nawet słoneczko wyszło zza chmur, po raz pierwszy od chyba tygodnia. Nie pamiętam momentu, w którym podeszła mnie ta chandra (czy to się tak pisze?). Skąd nagle tyle wątpliwości, skąd tyle pytań bez odpowiedzi, skad tyle pesymizmu? Wszystko jakby straciło sens, podjęte decyzje wydały się błedne, te nie podjęte straciły szanse ujrzenia światła dziennego ... Ktoś madrze powiedział "nie myśl za dużo..." ale ..... ja mam właśnie ten pech, że myśle ... że rozważam, że analizuje ... im bardziej mi zależy na czymś tym więcej myślę. A już myślałam, że nauczyłam się życ bardziej "po męsku" ... czerpać przyjemność z tego co wpada w moje ręce, nawet jeśli tylko na chwilę, nie zadając zbyt wielu pytań, nie zaprzątając sobie glowy myślami na temat co będzie jeśli ..., co będzie gdy ...
Obiecałam sobie, ze nie będę dużo pisac, aby nie napisać czegos, czego potem mogę żałować. To minie. Zawsze mija ... lecz niestety zawsze wraca.