Oj pomylilo mi sie, to nie lzy, to deszcz tak od poczatku tygodnia pada i pada ... ale nareszcie juz Piatek :) upragniony, tak bardzo oczekiwany ... przez wszystkich dlugi weekend tuz tuz. Tylko ten deszcz. Ile moze padac.
Lubie deszcz ale gdy nie musze nigdzie wychodzic, gdy moge na niego patrzec przez szybe w domu lezac w lozeczku i czytajac ksiazke. Lubie gdy dudni o szyby a ja mam ten komfort, ze jest mi sucho i cieplo, ze nie mnie moczy :). Lubie przelotne deszczyki, takie, ktore po paru minutach znikaja tak predko jak predko sie pojawily. Wtedy nie ma tego zagrozenia, ze moze jednak bede musiala cos zrobic, co narazi mnie na wyjscie w deszcz. Ale gdy bylam mala dziewczynka, lubilam wychodzic w deszcz na podworko, uzbrojona w plaszcz przeciwdeszczowy, parasolke i kalosze .... pamietam, ze chodzilam wtedy sama po drewnianych brzegach piaskownicy (nie wiem jak to sie nazywa) i cos tam sobie pod nosem wymyslalam :), jakies niezwykle historie na pewno.
Ach co innego deszcz na wakacjach, deszcz cieplym latem, bose stopy, mokra trawa, mokry piasek ... nawet zwykly asfalt. Tak to co innego. Mozna moknac, mozna spiewac w deszczu, mozna smiac sie w strugach splywajacych po twarzy ..... mozna plakac razem z nim. ........ ach ide do pracy